Jako stylistka fryzur ślubnych pracuję już od 8 lat. Zdawało mi się, że wiem jak ta praca wygląda i czego mogę się spodziewać, w końcu uczesałam już setki panien młodych. Jednak zmiana miejsca zamieszkania z Polski na Zjednoczone Emiraty Arabskie uświadomiła mi jak wiele jeszcze o świecie nie wiem 🙈
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie klientka mówiąc, że chciałaby zarezerwować termin na fryzurę ślubną. Brzmiała całkiem zwyczajnie, więc umawiając się na ten ślub nie zdawałam sobie sprawy że to jednak nie będzie zwykła fryzura ślubna. Panna młoda wyprowadziła mnie z błędu dopiero na tydzień przed ślubem. Ale po kolei…
Przeprowadzając się do Dubaju wiedziałam, że nie wszystko tu wygląda tak jak w Polsce – w końcu diametralnie inne tradycje, kultura i religia. Wiadomo! Rozmawiałam nawet wcześniej z pracującymi tu dziewczynami, ale dopiero w rozmowie z panną młodą przed ślubem uderzyła mnie tutejsza rzeczywistość.
Wyobraź sobie najtrudniejsze do ogarnięcia włosy. Nie wiedziałam jakie moja panna młoda ma (przecież je zakrywa i nie może mi pokazać zdjęcia), więc w mojej głowie miała mega długie, ciężkie i ciemne. Niełatwe, ale przecież już z takimi pracowałam, dam radę! Nie byłam gotowa psychicznie na jej odpowiedź 😅 Miałam pracować z włosami afrykańskimi, których wcześniej nigdy nawet nie dotykałam! A przypominam, że do ślubu 7 dni!
Panna młoda wysłała mi kilka inspiracji, więc czas ustalić która opcja to ta jedyna. Wtedy usłyszałam kolejną nowość, której się nie spodziewałam. “Najpierw chcę takie półupięcie, a potem zmienimy na wysokie”. Bardzo popularną praktyką jest tu zmiana stylizacji w trakcie imprezy. Zarówno sukni jak i fryzury. Z czym to się wiąże? Z tym, że moja wizja pracy: zrobić fryzury i do domu zmieniła się w zrobić fryzury i czekać na rozwój wydarzeń. Nie wiedziałam ile będę czekać, gdzie będę czekać i ile będę miala czasu na 2 fryzurę.
W dniu ślubu miałam się pojawić na 10 rano w hotelu. Rano dostałam wiadomość, że jednak na 11.30 (a powinnam uczesać 3 osoby przed 14 na sesję zdjęciową). No cóż, poinformowałam o moich obawach i przyjechałam na 11.30 do przepięknie położonego hotelu z cudownymi ogrodami. I czekałam… Panna młoda pojawiła się o 12.30 i niespiesznie rozmawiała z całą masą ludzi wychodząc przy tym z pokoju. W końcu o godzinie 13 usiadła na fotel. Wszystkie panie mają być jednak gotowe o 16, co wciąż daje mi tylko godzinę na jedną 🙈 Takie podejście, jak się okazało, ma nawet swoją nazwę: afrykański czas. Jak to mi kiedyś mąż wytłumaczył, oczywiście z przymrużeniem oka, “w tej części świata zegarek to tylko sugestia”.
Powiem Ci, że afrykańskie (kinky) włosy są niesamowite i jedyne w swoim rodzaju. Na pierwszy rzut oka wyglądają przerażająco, ale po przygotowaniu ultra kręconych włosów mojej klientki pracowało się na nich cudownie! Układały się od samego patrzenia na nie 🖤jednak po czasie (kilku godzinach) działo się z nimi coś dziwnego – mimo mocnego utrwalenia wracały do swojej naturalnej tekstury. Prawdopodobnie pod wpływem wilgoci z otoczenia. Nie zmienia to faktu, że praca na wstępnie przygotowanych już wcześniej kinky hair jest błyskawiczna! W 3,5 godziny uczesałam pannę młodą, 2 gości i jeszcze miałam w międzyczasie przerwę na zamówiony przez pannę młodą lunch z McDonald’s 😂 Fryzura panny młodej była iście królewska. Bujne, długie loki podpięte z tyłu. Ślubnie i elegancko z subtelną ozdobą.
Pierwszą kreacją była somalijska tradycyjna suknia ślubna. Jaskrawo-pomarańczowa, bogato zdobiona, niespotykana na polskich weselach i może dzięki temu nie mogłam oderwać od niej wzroku. Przepiękna!
Ubrana, gotowa Panna młoda ze swoją świtą ruszyły na zdjęcia ślubne. I nadszedł TEN moment, prawdziwy ‘first look’! Pan młody po raz pierwszy w życiu mógł zobaczyć włosy swojej żony. Poważnie, przed ślubem nigdy nie widział włosów swojej wybranki! Wyprostowane i ułożone z masą doczepek 🤫 ale nie zakryte. Wracając do moich przemyśleń to mam wrażenie, że cała masa pracy, pieniędzy i organizacji były robione tylko pod zdjęcia. Ta pozowana na wielkim tronie w holu hotelowym sesja trwała 2 godziny. A osób tylko do foto/wideo było pięć (same kobiety) plus jedna dziewczyna do obsługi panny młodej, której zadaniem było spełnienie każdej jej prośby. Pan młody oczywiście miał swoją ekipę.
Muszę w tym miejscu wspomnieć, że wesele muzułmańskie to w rzeczywistości 2 oddzielne przyjęcia. Jedno tylko dla kobiet (są tam same kobiety – łącznie z całą obsługą), drugie tylko dla mężczyzn. Mają oddzielny posiłek, zespół, fotografów – wszystko. Są organizowane w przeciwległych częściach hotelu, a część kobiet jest wyłączona z użytku dla pozostałych osób, żeby nikt przypadkiem nie zobaczył żadnej kobiety bez okrycia włosów.
To czy te zasady są przestrzegane zależy od kobiety i jej rodziny. Tym razem były i to bardzo. Te niesamowicie ważne zdjęcia (tak samo jak i włosy) mogą zobaczyć tylko mąż, kobiety i spokrewnieni mężczyźni w pierwszej linii. Nikt więcej. Ani teść, ani mąż siostry, ani brat męża itd. A ponadto przed wejściem na przyjęcie kobiet każdy gość był dokładnie przeszukiwany pod kątem aparatów fotograficznych i telefonów, które były zabezpieczane specjalnym pokrowcem, żeby nie robić zdjęć.
Przyjęcie zaczęło się z ponad 2 godzinnym opóźnieniem i to nie do końca z winy panny młodej czy organizatorów, a gości, którzy nie pojawili się na czas. Znów, afrykański czas… Pierwsza część przyjęcia była tradycyjna. Zaczęło się od wielkiego wyjścia panny młodej i jej najbliższej rodziny przy charakterystycznych okrzykach kobiet, muzyce, sztucznych ogniach i grze świateł. Ich tradycyjna, weselna rutyna była fascynująca. Kobiety zgromadziły się wokół parkietu, a panna młoda ze swoją świtą usiadły w przepięknie udekorowanej złotej loży, skąd mogły obserwować tańce zgromadzonych do tradycyjnej afrykańskiej muzyki – śpiew i bębny.
Ja dostałam z makijażystką miejsce przy stole gości i, nie ukrywam, skorzystałam z przerwy w pracy i możliwości zjedzenia ciepłej kolacji. Za to Panna młoda przez całą godzinę części tradycyjnej nie zjadła ani kęsa, mimo że obiad już czekał na stołach.
W końcu nadszedł wyczekiwany moment zmiany stylizacji. Z tradycyjnego kolorowego stroju panna młoda przebrała się w ogromną, złotą suknię księżniczki. Na głowie miała początkowo delikatne ozdoby, które w tym czasie musiałam zamienić na wielką, ciężką i wyjątkowo bogato zdobioną koronę. Delikatna zmiana fryzury i panna młoda może ruszać dalej na przyjęcie, gdzie tym razem będzie czekał jej mąż. Inne kobiety znów musiały zakryć starannie ułożone włosy.
Szczegółów zabawy weselnej z mężem już nie widziałam, bo moja praca dobiegła końca. Wiem tylko, że ich wspólny weselny czas to w praktyce tylko kilka chwil, po których pan młody wraca do swoich gości. W planach miałam już być w domu około 21. W rzeczywistości wyszłam z hotelu 23.30, po równych 12 godzinach. To były jednak jedne z najciekawszych 12 godzin pracy w mojej karierze i bez wahania zrobiłabym to jeszcze raz!